);
Marin Larkspur 2

Postanowiłem podzielić się historią powstawania mojego nowego roweru, a może dokładniej, ścieżką prowadzącą do zmiany roweru. Sam nie wiem od czego zacząć, sprawa jest wielowątkowa, ale spróbuję to jakoś uporządkować.

Po pierwsze: dlaczego nowy rower?

Od kilku lat borykam się z problemami zdrowotnymi, które dwa lata temu dostały oficjalną diagnozę: stwardnienie rozsiane. Choroba dość mocno ograniczyła moje rowerowe możliwości, ale na szczęście mogę jeździć! (lepiej mi się jeździ niż chodzi, jeśli mam być szczery). Wciąż jeżdżę na moim Surly Karate Monkey, ale nieustannie analizując moje przejażdżki i zastanawiając się nad tym jak sobie ułatwić, doszedłem do wniosku, że mam szansę zbliżyć się do moich wcześniejszych możliwości jeśli tylko odpowiednio dopasuję do siebie sprzęt.

Mój aktualny rower: Surly Karate Monkey. Luty 2021

Jakie mam potrzeby?

Wsiadanie i zsiadanie z roweru stało się uciążliwe. Przerzucenie nogi nad tylnym kołem w gorsze dni jest dla mnie trudne i czasem bywa bolesne, jak np. przywalę nogą przy okazji w bagażnik. Wsiadanie przekładając nogę nad górną rurą ramy, jest w niektórych sytuacjach wykonalne, ale lepiej żebym miał coś za sobą dla asekuracji: mur, drzewo, płot, nie jestem wybredny. Gorzej jak nic nie ma wokoło, wtedy może wyglądać to trochę komicznie jak walczę z rowerem, żeby go dosiąść. Wożę młodszą córkę na przednim foteliku, ale powoli z niego wyrasta i będzie trzeba zamontować tylny. To ograniczy możliwości kombinowania z wsiadaniem i zsiadaniem, dlatego już wiem jedno na pewno: potrzebna jest rama zwana potocznie „damską”. Niestety moje ulubione Surly nie ma czegoś takiego w ofercie.

Karate Monkey z przednim fotelikiem

Tak to wyglądało kilka lat temu z tylnym fotelikiem

Po drugie…

Druga sprawa, która mnie mocno ogranicza to brak siły i wytrzymałości na dłuższy wysiłek. Co bym nie robił, to licznik z uporem pokazuje średnią prędkość: 11 km/h. Robi się to powoli frustrujące, kiedy np. mam godzinę na pojeżdżenie i wiem, że dalej niż 5 km od miejsca startu nie mam się co wypuszczać. Reasumując: bardzo dobrze poznałem moje najbliższe okolice, zaczyna robić się nudno. Średnia to jedno, a dystans, który mogę przejechać to kolejna bolączka. Aktualnie 20 km na dzień to moje maksimum. Taki dystans wciąż daje mi mnóstwo satysfakcji, ale prawie na pewno następnego dnia zapłacę za to dużym wycieńczeniem. Ten problem chciałbym naprawić wspomaganiem elektrycznym w rowerze.

Po trzecie: funkcjonalność i estetyka roweru.

Lubię proste rozwiązania i proste wzornictwo. Rower na stalowej ramie cieszy moje oczy i jakoś tak wyszło, że od ponad 20 lat jeżdżę tylko na stalowych rowerach właśnie. Grube opony 2,2” najlepiej na kołach 29”. Napęd z biegami 1 × 10,11,12, nieważne ile z tyłu ważne, żeby bez przedniej przerzutki (nie miałem już przedniej przerzutki jeszcze zanim stało się to modne).

Co z tą elektryką?

Przeczesałem internet w poszukiwaniu gotowego roweru elektrycznego, który spełniałby wszystkie, albo chociaż większość moich wymagań. Niestety niczego nie znalazłem… 

W trakcie tych poszukiwań natknąłem się na zestaw do „elektryfikacji”, który byłby odpowiedni do zamontowania w moim aktualnym rowerze i powoli zacząłem przekonywać się do tej opcji. Mówię o zestawie Pendix. Ujęła mnie prostota tego rozwiązania i to, że nie ingeruje mocno w rower. Montowaliśmy u nas w serwisie One More Bike zestawy elektryczne Rapid i Bafang. Skomplikowanie tych zestawów wyleczyło mnie z brania ich pod uwagę. Za dużo kabli, za dużo elementów, które mogły sprawiać problemy, nie mój klimat. Pomyślałem, że zamontuję Pendix do mojego roweru, przetrwam jeszcze te trzy lata z tylnym fotelikiem, jakoś to będzie.

csm_TM3_PX_H_GRIJS_b13d46121e

Rower uzbrojony w zestaw Pendix wygląda całkiem znośnie

I wtedy zupełnym przypadkiem, przewijając Facebook’a natknąłem się na wpis Łukasza z roweroweporady.pl, w którym w kilku słowach był opisany Marin Larkspur 2. Co prawda w pierwszym akapicie wspomina, że widziałby siebie na tym rowerze dopiero na emeryturze, to potem jednak zwraca uwagę na regulowaną sztycę, tak zwany w świecie rowerów enduro myk-myk, który służy to do opuszczania siodełka przy pomocy dźwigni na kierownicy, w celu ułatwienia sobie jazdy na technicznych zjazdach. Dlaczego coś takiego w tym dalekim od enduro rowerze? Idea zastosowania tutaj myk-myka jest następująca: kiedy zatrzymujesz się na światłach, obniżasz siodełko o kilka centymetrów, żeby stanąć podpierając się całą stopą, zamiast balansować na czubkach palców. Potem jak ponownie ruszysz, podwyższasz siodełko do właściwej dla efektywnego pedałowania wysokości. Jakie to proste! To była funkcja, która „sprzedała” mi ten rower.

Marin Larkspur 2 w pełnej okazałości

To oczywiste rozwiązanie już od dawna było w zasięgu ręki, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy. Reasumując, ten rower ma wszystko czego potrzebuję poza wspomaganiem elektrycznym: stalowa rama bez górnej rury utrudniającej wsiadanie, obniżane siodło manetką na kierownicy, napęd 1 x 11, grube opony 2,35” na kołach 27,5”.

Marin_Larkspur_2

Jestem bardzo ciekawy działania sztycy TranzX

W świetle zaprezentowanych faktów i dogłębnej analizy uznałem, że Marin Larkspur 2 z zamontowanym wspomaganiem Pendix będzie moim wymarzonym rowerem. Chcę kupić rozmiar L, przy moich 183 cm wzrostu powinien być w sam raz. Z estetycznego i trochę też funkcjonalnego punktu widzenia mam nadzieję, że baterię da się wcisnąć pomiędzy górną i dolną rurę ramy. Nie udało mi się zdobyć informacji o tym ile jest tam miejsca. Na szczęście dzięki dobrym opisom na stronie Pendix wiem, że bateria ma 95 mm. Tak na oko jest szansa, że to się uda. Nie będzie końcem świata, jeśli bateria będzie musiała być na górnej rurze, ale podniesie to niepotrzebnie środek ciężkości roweru i wizualnie rower nie będzie wyglądał tak spójnie jakbym tego chciał. Na szczęście, w razie czego, baterię uda się zamontować na górnej rurze i przy okazji odpowiednio wysoko, żeby o nią nie zahaczać przy wsiadaniu i zsiadaniu.

Marin Larkspur 2 ma pojawić się w sprzedaży w polskiej dystrybucji na przełomie marca i kwietnia, więc cierpliwie czekam. 

Plan jest taki, że najpierw kupuję rower. Następnie przy pomocy szablonów do sprawdzenia kompatybilności przygotowanych przez Pendix: https://pendix.com/media/Default/Pendix/Endkunden_Downloadbereich/Pendix_template_kit_english_rev02.pdf upewnię się, że mechanizm korbowy z silnikiem będzie pasował do tego roweru. Jeśli okaże się, że wszystko będzie pasować, złożę zamówienie na ten zestaw. Jeśli nie… To będę musiał zdecydować się na jakiś inny system wspomagania. Na razie nie szukam, ale jeśli znasz jakieś ciekawe rozwiązania zasługujące na rekomendacje, to napisz koniecznie w komentarzu. 

Będę opisywał kolejne etapy tego projektu, na początek na pewno zrecenzuję sam rower jeszcze przed przeróbkami, bo przeczuwam, że będzie to świetny „rower do wszystkiego” dla tych, którzy szukają komfortu, ale chcą mieć sprzęt, który pozwoli zapuszczać się w mniej przewidywalny teren. Będę miał w końcu powód, żeby pożegnać się z moim Karate Monkey, bo jak dotąd nie było na to uzasadnionego powodu, a mam go już 9 lat.

Comments are closed.